„Podczas gdy morze przedstawia w moich oczach widok rozpływający się, góry wydają mi się światem skoncentrowanym” – pisał w Smutku tropików Claude Lévi-Strauss, próbując uzasadnić swoją miłość do górzystego krajobrazu. George Mallory pragnienie zdobycia Mount Everestu wyjaśniał krótkim: „Ponieważ istnieje”. Fenomen ludzkiej fascynacji górami zgłębia też film Góra w reżyserii Jennifer Peedom. W obrazie rolę równie ważną, co narracja w wykonaniu Willema Dafoe, odgrywa ścieżka dźwiękowa nagrana przez Richarda Tognettiego i prowadzoną przez niego Australian Chamber Orchestra. Wizyta artystów w NFM będzie wyjątkową okazją do obejrzenia dokumentu z 2017 roku z muzyką na żywo.
Można śmiało powiedzieć, że konstruując ścieżkę dźwiękową, Richard Tognetti stworzył również zbiór skoncentrowany, eklektyczny. Niczym najlepsi wspinacze, wykazał się przy tym śmiałością i zmysłem równowagi. Choć turystyka górska to wynalazek dopiero późnego oświecenia, artysta sięgnął w przeszłość, aż do muzyki barokowych mistrzów. Najbardziej widowiskowym zdjęciom Renana Öztürka – specjalisty od filmowania w trudnym terenie – towarzyszą zatem koncerty Antonia Vivaldiego. W czasach, w których one powstawały, dobrowolne wyjścia w góry uważano za niebezpieczne dziwactwo. Echa muzyki barokowej usłyszymy jeszcze w Suicie w dawnym stylu op. 40 „Z czasów Holberga”. Groźne piękno uchwycone przez filmowców współgrało będzie także z kompozycjami Ludwiga van Beethovena i Fryderyka Chopina.
W Górze nie brakuje też muzyki współczesnej. Nie są to tylko oryginalne dzieła Tognettiego. Zapierające dech w piersiach arpeggia z Fratres Arvo Pärta towarzyszą zarejestrowanym przez kamery równie niesamowitym wyczynom narciarzy. Podczas seansu usłyszymy też jego słynne Für Alina o znacznie bardziej kontemplacyjnym charakterze. W trakcie projekcji filmu zabrzmi też utwór Djilile jednego z najważniejszych kompozytorów australijskich – Petera Sculthorpe’a. Zagadką już pozostanie, czy ten zmarły w 2014 roku artysta wyraziłby aprobatę w kwestii wykorzystania jego dzieła w filmie poświęconym tematyce akurat górskiej. Wierzył on bowiem we wpływ, jaki na twórczość wywierają uwarunkowania krajobrazowe i twierdził, że jego dorobek, jako Australijczyka, związany jest z pejzażem kontynentu, z którego pochodził. Zdominowana przez pustynie i równiny przyroda antypodów miała sprawiać, że powstająca tam muzyka jest jednolita, monochromatyczna. Łańcuchy górskie natomiast determinowałyby nasyconą kontrastami twórczość wychowujących się w ich cieniu kompozytorów europejskich. Film Jennifer Peedom ukazuje nie tylko wielość połączeń między muzyką a górami, ale również wyraża poruszenie, jakie natura i sztuka mogą wywołać w każdym z nas.